droga

droga

9 sierpnia 2015

Camino Mazowieckie jak Via de la Plata

W jeden z najgorętszych dni tegorocznego lata wyprawiliśmy się małą grupą Caminowiczów, by pokonać kolejny odcinek Mazowieckiej Drogi św. Jakuba. Tym razem szliśmy z Tarchomina do Nowego Dworu Mazowieckiego. Upał pozwalał jednak zapomnieć, że jesteśmy w Polsce i poczuć się jak na najgorętszym z hiszpańskich szlaków Camino. 


W sobotni poranek 8 sierpnia 2015 r., pomimo zapowiadanych na ten dzień wysokich temperatur, wyruszyliśmy z kościoła św. Jakuba na warszawskim Tarchominie, wyposażeni we wszystkie pielgrzymie atrybuty – plecaki, kije, muszle, a także sporo litrów wody. Już na pierwszych kilometrach prowadzących wzdłuż ruchliwej osiedlowej drogi mogliśmy odczuć intensywność promieni słonecznych... potem było już tylko gorzej :)

Dalszy odcinek szlaku był jednak bardziej przyjazny pod względem krajobrazowym. Prowadził wzdłuż wału wiślanego, gdzie od czasu do czasu mogliśmy schronić się w cieniu. Szlak należy do atrakcyjnych pod względem turystycznym. W większości pokrywa się ze szlakiem rowerowym, dzięki czemu pielgrzym może np. odpocząć w specjalnie przygotowanych wiatach. My skorzystaliśmy z możliwości odwiedzenia kompleksu pałacowego w Jabłonnej i tam właśnie zatrzymaliśmy się na południową kawę.

Wraz z kolejnymi przebywanymi kilometrami temperatura oczywiście wzrastała, a nasze zmęczenie dawało się coraz bardziej we znaki. Otuchy dodawały podziwiane krajobrazy. Niezwykle malowniczo wygląda na przykład jedne z największych pól golfowych w naszym kraju, które mija się po prawej stronie (po lewej przez większość drogi mamy Wisłę i jej rozlewiska). My zrobiliśmy sobie trzy dłuższe postoje (tym bardziej, że zapasy wody nieubłaganie się wyczerpywały), podczas których - dla podtrzymania klimatu Camino - uczyliśmy się języka hiszpańskiego.

Niektórzy odważyli się schłodzić nieco w Wiśle (szlak biegnie wałem, więc gdzieniegdzie można znaleźć zejście do wody, by zamoczyć nogi). Ostatnie kilometry przed Nowym Dworem Mazowieckim należały do wyjątkowo męczących, głównie ze względu na bardzo wysoką popołudniową temperaturę i brak cienia. Kiedy w najgorętszy dzień roku większość lokalnych mieszkańców chroniła się przed słońcem w domach i nawet przyroda wydawała się odbywać sjestę, my poczuliśmy się przez chwilę jak na Via de la Plata - w upale, który wydaje się nie mieć końca.
 
Z jak wielką radością dotarliśmy w Nowym Dworze do pierwszego na trasie sklepu! Uzupełniliśmy zapasy wodne i żywieniowe, potem na jednym z osiedli znaleźliśmy pompę, z której puściliśmy wodę by obmyć i schłodzić stopy. Następnie, jak to się często przydarza pielgrzymom po zetknięciu z cywilizacją, zgubiliśmy szlak w środku miasta, gdy poszukiwaliśmy stacji kolejowej. Na szczęście nie uszliśmy zbyt daleko, gdy w końcu się na nią natknęliśmy i pociągiem powróciliśmy wieczorem do Warszawy.

W drodze po mazowieckim odcinku Szlaku św. Jakuba towarzyszył nam przewodnik opracowany przez Reginę Madej. Polecamy, prowadził nas bez zastrzeżeń! Szlak jest bardzo dobrze oznaczony dzięki staraniom Klubu Przyjaciół Dróg św. Jakuba z Warszawy.
 
mp&aj

 
Foto: Agnieszka Hajduk
 
 
 
 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz